Piwowarstwo i życieW winie prawda, w piwie szczęście, w wodzie bakterie (Ben Franklin) 

« Polacy.eu.org
 strona główna działy tagi o autorze szukaj 
Historia2014.04.22 02:55

Epilog "Słowianki"

 
 
Na dobry początek zakończenie książki "Słowianka", jakże na czasie.
Autorzy - Ania Kulesz (ilustracje) i Bart Wagner (bajanie), wyd. Acad Józefów, 2012.
 
Epilog

W piątek rano Mirko postanowił udać się na targowisko, aby przed wyruszeniem w drogę powrotną zaopatrzyć się w zapas żywności, wina i paszy dla koni. Ponieważ druhowie jego ciekawi byli osobliwości stolicy, towarzyszyli mu, jako świta, a ten opowiadał im historie przeżyte i zasłyszane, związane z każdym z miejsc, które pamiętał. Przez trzydzieści lat Jerozolima zmieniła się i rozrosła. Prace przy rozbudowie świątyni już zakończono, a nieżyjący Herod zyskał przydomek Wielkiego. Obecnie panował pięćdziesięciopięcioletni syn Heroda – Antipatros, zwany krótko Antypasem, a faktycznie władzę sprawował jego teść poprzez królową Herodias, która miała na monarchę wpływ przemożny, a dla jej przebiegłości Grecy zwali ją Lisicą. Wyrosły nowe pałace, dzielnice, place. Widoczny był wszechobecny przepych właściwy dla miasta będącego siedzibą króla oraz cesarskiego namiestnika, choć w porównaniu z metropoliami, które Mirko w życiu widział, bogactwo owo jawiło się nieco prowincjonalnie.

Dziwili się przybysze niezwykłemu wyludnieniu ulic. Wszak za kilka godzin rozpocznie się świętowanie szabatu, należałoby więc oczekiwać, iż Żydzi będą gorączkowo dokonywać ostatnich zakupów przed dniem, w którym wszelkie działanie jest zabronione. Wkrótce zabrzmi dźwięk trąb mosiężnych – znak szabasu i rozpoczęcia obchodów Paschy. Także rynek był prawie całkowicie wyludniony. Dzięki temu handlarze nie bardzo się drożyli i zapasy zostały rychło poczynione.

W drodze powrotnej do zajazdu trzeba było przeciąć jedną z głównych arterii miasta. Okazało się to niemożliwe, albowiem tutaj nieprzebrany tłum zamykał przejście. Mirkowy orszak zawrócił więc, szukając przejścia gdzie indziej.

W jednym z zaułków Mirko dostrzegł postawnego mężczyznę, najwidoczniej w desperacji wielkiej, ponieważ rwał z brody pejsy całymi garściami i tłukł w mur kędzierzawą głową. Chciał więc poratować biedaka didrachmą lub dwiema, ale ten w żałości wydawał się nie widzieć, co się dookoła niego dzieje. Wcisnął więc mu do kieszeni kilka monet w nadziei, że ten wytłumaczy mu co owo zbiegowisko ma oznaczać.

– Człowieku – zagadnął – Cóż za niepowodzenie cię spotkało i jak ci mógłbym pomóc?

Ten podniósł na niego nieprzytomne oczy i ukazał przedwcześnie postarzałą z nieszczęścia twarz. Ujrzawszy cudzoziemca, złapał się za głowę i chciał coś powiedzieć, ale z przechodzącej grupki miejscowych ktoś na niego zawołał: „Szymonie”, na co on w panice wielkiej zakasawszy płaszcz pośpiesznie umknął.

Podróżni pojęli, że dzieje się coś niezwykłego. O swe bezpieczeństwo nie obawiali się bardzo, ponieważ właśnie sam Pilatus, cesarski namiestnik, przybyły z okazji Święta ze swej rezydencji w Cezarei w gościnę do pałacu Heroda, rozmawiał z nimi nader życzliwie. Ale radzi by udać się w dalszą drogę, a tu ciżba przy głównej arterii nie pozwalała im wrócić po towary, a także nie wiadomo było, czy w ogóle wydostaną się tego dnia z miasta.

Zaczęli więc przebijać się przez ludzką rzeszę. Konie napierały na tłum i przebywały ludzki nurt, jak przebywają rwący prąd górskiej rzeki. Gdy doszli do centralnego punktu zbiegowiska, ujrzeli pędzonych przez rzymskich żołnierzy trzech skazańców niosących poprzeczne belki krzyży, a za nimi ledwie trzymającą się na nogach postać odzianą w czerwony płaszcz. Na głowie człowiek ten miał wieniec misternie upleciony z kolczastych gałęzi pustynnych krzewów, a za sobą pozostawiał krwawe ślady na kamieniach pawimentu. Spocone, czerwone gęby zgromadzonych wykrzykiwały drwiny, obelgi i przekleństwa pod adresem nieszczęśnika, a większość potrząsając wzniesionymi pięściami, wołała: „Na krzyż z nim!”

Nieopodal szła grupka niewiast, z których jedna słaniała się półprzytomnie, wspierana przez kilkunastoletniego jasnowłosego młodzieńca, dziwnie spokojnego w odróżnieniu od wszystkich, jakby wiedział coś, czego inni nie znają.

Schyliwszy się z konia, Mirko zapytał jednego z gapiów:
– Kto to jest i jakiej zbrodni winien?
– To Juszua, syn Józefa stolarza i Miriam z Nazaretu! Bluźnierca! Na krzyż z nim! – odkrzyknął zagadnięty.
– Wszak wedle rzymskiego obyczaju ubiczowanych nie wiesza się na krzyżu! – zdziwił się Mirko, ale nie było w pobliżu nikogo, kto by mógł mu wyjaśnić tę wątpliwość.

Przypomniał sobie Słowianin wydarzenia sprzed trzech dekad i niezwykłe okoliczności, jakie im towarzyszyły. Pomniał przedziwną zawziętość króla, co by dziecko zgładzić, i odwiedziny trzech tajemniczych mędrców, i historie opowiadane o czwartym, który jakoby nie dotarł na czas. Zrozumiał, że dzieje się jakaś straszliwa niegodziwość. Dobył miecza, a widząc to druhowie uczynili to samo. Tłum rozstąpił się przerażony.

Skazaniec właśnie upadł z wyczerpania. Wnet dobiegła do niego jakaś kobieta i skrawkiem płótna otarła mu twarz z potu i krwi. On podniósł się z trudem i spojrzał na zbrojnych Słowian. Powiedział coś cicho, ale cudzoziemcy słyszeli wyraźnie, jakby mówił im do ucha.

– Odejdź, dobry człowieku. Te sprawy nie tyczą ciebie ani twoich.

Zatrzymał się Mirko wpół kroku zadziwiony.

– Schowaj swój gladius, aby oręż przeciw tobie się nie obrócił. Odejdź i idź swoją drogą. To nie twoje dzieło. Zdrowym lekarza nie trza.

Pojął dzielny woj, iż bajania rabinów, jakich nasłuchał się w dzieciństwie, to nie są jakieś klechdy prymitywnego rodu wędrownych pastuchów, a najprawdziwsze proroctwa.

– To Ty, Mesjaszu? – zapytał.

– Tyś powiedział... Idź już, Ślebomirze – rzekł Mesjasz po krajsku. – Umiłuję lud twój szczery i prosty, a on Mnie przyjmie i nie wyprze się. Przeto pozostanę z nim przez stulecia i millenia. I uczynię go wielkim.

Ale Mirko nie był pewien, czy dobrze dosłyszał ostatnie trzy wyrazy.

Bez słowa zawrócił konia, a drużyna jego za nim. Jakaś wykrzywiona twarz wypluła w stronę umęczonego złe słowo. Mirko chlasnął na odlew płazem miecza cuchnące nieprzetrawionym czosnkiem indywiduum, ale obejrzawszy się napotkał karcące spojrzenie Juszuy, schował więc broń. Żołnierze pognali skazańców dalej, górnym miastem do Bramy Gennath wedle wieży Hippikus, a stamtąd za mury, na wzgórze zwane Miejscem Czaszki. Ścisk wokół Słowian rozluźnił się.

Mirko poczuł niepohamowaną niechęć graniczącą ze wstrętem do tego przewrotnego narodu. Nie, na nienawiść w słowiańskiej duszy miejsca nie było. Zresztą znał wśród Żydów wielu poczciwych i światłych ludzi. Ale widowisko, którego właśnie był świadkiem spowodowało, że zapragnął jak najprędzej znaleźć się z dala od tej cywilizacji.

Pobiegli więc cudzoziemcy w skok do zajazdu i pośpiesznie spakowawszy juki, w niecałą godzinę znaleźli się za bramą miasta.
Po lewej stronie na wzniesieniu ujrzeli dwa ustawione krzyże z wiszącymi na nich postaciami. Żołnierz z młotem stał obok, czekając widocznie na rozkaz.

Przyboczny Mirka, barczysty German, wyjął z sahajdaka łuk i nałożywszy strzałę wymierzył w oprawcę. Dowódca dłonią skierował ku ziemi broń jego.

– Pozwól, niechaj choć skrócę mękę tego nieszczęśnika – rzekł Niemiec i teraz wycelował w skazańca.

– Ostaw, Eryku. Później ci wszystko wyjaśnię. Idźmy stąd! – zarządził Mirko i podobnie, jak witano każdego dnia słońce, gestem wyciągniętej ręki pozdrowił Mesjasza, a z nim cała jego świta.

A był to dzień czternastego nissana, a w Krainie trzeciego kwietnia. Dziewięć godzin po wschodzie, czyli około trzeciej po południu.

Karawana udała się traktem na północ, by nigdy już tu więcej nie zawitać, gdzie pod płaszczem wysokiej kultury króluje pogarda i nienawiść. Judea żegnała ich gwałtowną burzą z gradobiciem, co było zjawiskiem tam niespotykanym, a równocześnie trzęsienie ziemi omal nie zwaliło ich z koni. W tym samym czasie, słońce całkiem pociemniało, jakby zazdrosne o to starosłowiańskie błogosławieństwo dla Tego, wobec którego jest niczym. Jechano w ciemności i milczeniu, nie zatrzymując się aż do okolic Nazaretu.
Mirko zatrzymał się na popas nad brzegiem jeziora Genazareth. Ujrzał tam grupkę rybaków, którzy unosząc w modłach ramiona ku niebu, recytowali:

„Abwoon d’buaszmaya,
Nethqadasz szmakh,
Teytey malkuthakh.
Nehuei tzevianach aikanna d’bwaszmaya af b’arha.
Hawilan lachma d’sunkanan jaomana.
Uaszboklan chaubayn
aikana daf chnan szbuokan l’chaiiabain.
Uela tahlan l’nesjuna.
Ela patzan min bisha”.

Gdy zobaczyli obcych, zamilkli i oddalili się pośpiesznie.
Mirko nie kazał rozstawiać nawet namiotów, a gdy tylko zdrożone konie doszły do siebie, natychmiast wyruszono w dalszą drogę i na drugi dzień podróżni stanęli obozem w libańskich górach północnej Galilei.

Mirko nie tracił czasu. Dał tylko koniom nieco odpocząć i pożywić się soczystą górską trawą. Po dwóch dniach od opuszczenia Jeruzalem, wyprawa zatrzymała się na piaszczystym brzegu morza, około pięciu mil na południe od Tyru.

Na wyrzuconym przez fale pniu drzewa siedziała postać odziana w przedziwnej białości szatę. Był to mężczyzna może trzydziestoletni, a może nieco starszy, o jasnym spojrzeniu oczu koloru lazurytu Morza Śródziemnego.

– Macie coś do jedzenia? – odezwał się do przejeżdżających.
– Hej, dajcie no który rybę i placek – huknął Mirko odwracając się do tyłu.

Pośpieszyli Słowianie z poczęstunkiem i kubkiem wina, a także znalazło się kilka daktyli i fig. Nieznajomy pożywił się, a gdy oddawał pusty kubek, rękaw płaszcza opadł z wyciągniętej ręki i oczom podróżnych ukazała się świeża blizna na dłoni jego.
Mirko zeskoczył z konia jak młodzik żwawo i przyklęknął niczym przed cezarem.

– Mesjaszu!...

Ale gdy podniósł wzrok, nie zobaczył już nikogo. Na ziemi leżał tylko rybi szkielet świadczący, iż nie ze zjawą miał do czynienia, ino z żywą istotą, a na piachu widniały ślady sandałów.
  



Nieopodal Wistlicy, o pół mili od miasta, na wzgórzu w zakolu Nidy znajdował się silnie obwarowany gród. Pomiędzy miastem i twierdzą stał dworek zbudowany z modrzewiowych bierwion. Przed obszerną checzą rosła stara lipa, w cieniu której na siedzisku z dębowego pniaka siedział prosto barczysty starzec o długich włosach białych jak śnieg i brwiach krzaczastych. Obok na kamieniu stał kubek, a w nim trójniak. Dziesięcioletnia dziewczynka strojna w bajecznie kolorową suknię i we wianek z ziół wonnych i różnobarwnych kwiatów przycupnęła u boku dziadka i z otwartą z zadziwienia buzią słuchała opowieści z dawnych czasów i stron dalekich.

Do domostwa zbliżała się zwolna grupa zbrojnych jezdnych z taborem. Okoliczne dzieciaki przybiegły z krzykiem, zwiastując przybycie obcych. We drzwiach stanęła wysoka czarnowłosa niewiasta o wielkich, ciemnych oczach, w asyście dwóch rosłych młodzików. Jeden z nich wspierał się na olbrzymim, starodawnym toporze, a drugi złożył dłoń na jelcu miecza.

– Wiłko – rzekła stanąwszy za nią postawna starsza pani o wyglądzie dostojnej kniahini, a oczach pogodnych i błękitnych jak chabry, dzierżąc w rękach laskę z jantarową gałką. – Cóż to za goście przybywają?

– Nie znam jeszcze, ciociu – odparła Lupina nazywana tutaj po krajsku Wiłką. – Ale coś widzi mi się...– urwała i jak szalona pobieżała przed siebie na spotkanie przybyłych.

Z konia zeskoczył rosły wojownik o włosach przyprószonych z lekka siwizną i porzucając oręż, pochwycił Wiłkę w ramiona. Po niemal dwóch latach tułaczki po świecie, wrócił wreszcie na zawsze do swoich, bogaty w dobra i w świadectwo. Jemu, jak i towarzyszom, wiara potrzebna nie była. Oni już wiedzieli. 

 
4818 odsłon  średnio 5 (3 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować   
Tagi: prasłowianie, Wielkanoc.
Re: Epilog "Słowianki" 
Piotr Świtecki, 2014.04.22 o 02:57
W kwestii formalnej: nie bez podstaw wpis znajduje się na stronie jako artykuł autorski, a nie tylko w sekcji "linki, cytaty, nowiny".
Gratulacje dla Autora! :)
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piwowar, 2014.04.22 o 15:56
Równiez w kwestii formalnej: Na każdym kroku podkreślam rolę pani Ilustratorki, kora jest motorem całej tej akcji pisania o świecie epoki Chrystusowej. Tak więc jeśli mamy nadmieniać autorstwo, prosiłbym raczej używać liczby mnogiej.

Próbki diałalności tej wszechstronnej artystki znajdują sie tu:

+annakulesz.yolasite.co

Strona angielskojezyczna jest troche inna:

engannakulesz.synthasite.com

Dziekujemy za mile slowo.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Krzysztof J. Wojtas, 2014.04.23 o 07:18
No i powstaje zasadnicza kwestia związana z doktryną katolicką - na tle tego tekstu:

czy Chrystus umarł za nasze grzechy, czy też z grzechy żydowskie a dla nas - jako wzór poświęcenia, droga jaką mamy iść przy realizacji stojących przed nami celów?

Przyznam, że ta sprawa jest dla mnie bulwersująca, a wszelkie wątpliwości "rozwiewane" są stwierdzeniem - "poszedł byś się i pomodlił, do spowiedzi - to może ci się wyjaśni".

Nawet jeśli traktować, że przeszłość, przyszłość i teraźniejszość - to jedno, to i tak sprawa nie jest jasna. Obstaję zatem, że ten element doktryny (jeden z wielu), jest judaistycznym wtrętem degenerującym chrześcijaństwo.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piwowar, 2014.04.23 o 09:18
Swoim ziemskim życiem zapłacił za wejście w formalne posiadanie rasy ludzkiej, co do której ma jakieś plany. To takie uproszczenie jednego z motywow Jego aktu ofiary. "Za was i za wielu", poprzednio: "Za was".

Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że stwierdził, iz "zdrowym lekarza nie trzeba" Biblia, Ewangelia Mateusza 9, 12

Droga dla nas? Cóż, to odwieczny dylemat, który sterowany jest konfliktem Dobra ze Złem, a my we środku.

Do refleksji w tej materii:
+annakulesz.yolasite.com
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piotr Świtecki, 2014.04.23 o 10:12
Doktryna Kościoła Katolickiego jest w tym względzie jednoznaczna, a znalezienie źródeł w dobie internetu nie nastręcza kłopotu. Katechizm Kościoła katolickiego §601 i następne.

Co zresztą ukazuje zarówno towarzyszący ignorancji zadziwiający tupet Krzysztofa J. Wojtasa, jak i to, czemu potrzebujemy Kościoła (jako strażnika tradycji, nauczyciela i przewodnika, o szafarstwie Sakramentów Św. nawet nie wspominam - bo cóż one obchodzą niewierzącego?)

No, to jest nas niewierzących już dwóch :)
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piwowar, 2014.04.23 o 10:52
Piwowar jest w powszechnym rozumieniu tego slowa wierzacy. W szczegolowej definicji, on jest wiedzacy, poniewaz nauki biologiczne (technologia i inzynieria), utwierdzily go w wierze, a raczej w wiedzy.

Jakim on jest chrzescijaninem jakosciowo, to troche inna sprawa, ale tu wchodza w gre zwykle ludzkie slabosci, o ktorych Tam na Gorze doskonale jest wiadomo.

Szczere zyczenia dla tzw. niewierzacych: "Panie, abym przejrzal!" - slowa Bartymeusza, Mk 10, 51-52.

Pozdr.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piotr Świtecki, 2014.04.23 o 11:06
Najmocniej przepraszam, zaszło nieporozumienie - ja skwapliwie i dumnie ustawiłem siebie jako niewierzącego obok szanownego niewierzącego Krzysztofa J. Wojtasa.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Krzysztof J. Wojtas, 2014.04.23 o 20:40
Masz przechlapane; nie określiłeś w co nie wierzysz.
Może nie wierzysz w moją niewiarę?

A poza tym - podła insynuacja: na jakiej podstawie stwierdzasz, że jestem niewierzący?
Na tej, że odrzucam niejasne ustalenia doktrynalne? A jak następny Sobór zmieni te ustalenia?

Warto rozdzielić - w co wierzymy, a co obowiązuje jako odniesienie dla sposobu postępowania w relacjach społecznych.
Obowiązkiem "wierzyć" - jest w dogmaty. Czy wspomniana kwestia jest dogmatem?
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piotr Świtecki, 2014.04.23 o 21:42
Credo Szanowny Imperator zna? I to pewnie niejedno! To już wiadomo w co (nie) wierzyć. Między innymi w "jeden, święty, powszechny, apostolski Kościół" :)
Kłaniam się.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Krzysztof J. Wojtas, 2014.04.24 o 20:43
Napisałem Ci, ze jesteć już antychrześcijański.
Jeśli doktrynerzy Kościoła Katolickiego żadają wiary w jeden, święty i apostolski Kościół - to są schizmatykami i ewidentnie działają przeciwko nauce Chrystusa.

Masz przecież Nowy Testament, gdzie w Apokalipsie św. Jana jest wyegzemplfikowanych wiele Kościołów.
Zatem na jakiej podstawie mowa jest o jednym Kościele?
A po drugie - Kościół Apostolski jest Kościołem dialogu, a obecnie jest tylko pouczanie.
To się kupy nie trzyma, a doktryna odkrywa swe zafałszowania.

A w sumie - wierzyć nauczaniu hierarchów, czy w naukę Chrystusa?
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piotr Świtecki, 2014.04.25 o 07:47
Krzysztof, bez urazy, ale w Kościele są lepsi specjaliści od Pisma św.
Apokalipsa, o ile pamiętam wykłady, odnosi się do kościołów w sensie geograficznym.
Wygląda na to, że masz do czynienia z zupełnie innym Kościołoem, niż ja. Ale bardzo dobrze, że się zmagasz. Najmniej warci są ci ani zimni, ani gorący. Jakub też się mocował z aniołem Pańskim :) Pukajcie, a dostaniecie.
Pozdrawiam!
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Krzysztof J. Wojtas, 2014.04.25 o 08:03
Bez urazy, ale nigdzie, poza interpretacjami KRK, nie ma stwierdzenia, że Apokalipsa jest odniesieniem geograficznym, chociaż to też może mieć pewne znaczenie.
Natomiast są tam wyraźne uwagi dotyczące błędów występujących w różnych kościołach - zgromadzeniach.

Twój największy błąd, że znowu chowasz się za tych "wiekszych specjalistów", a nawet nie próbujesz nawiązać do strony merytorycznej. Chowasz się za murami twierdzy fanatyzmu.
W efekcie - dajesz wyraz odejściu od apostolstwa.
Bo przecież apostolstwo to przekonywanie, że poglądy i nauka Chrystusa dają jednoznacznie najlepsze odpowiedzi na wszelkie nurtujące pytania.
Właśnie przez takie stanowisko - dzisiejszy Kościół R-K upada.
Albo powrót do korzeni, albo niedługo KRK zostanie wyeliminowany ze sfery publicznej.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Epilog "Słowianki" 
Piotr Świtecki, 2014.04.25 o 08:53
Owszem, dają odpowiedzi - tylko trzeba je wziąć.
I błędów też zacząć szukać od belki we własnym oku.
Te dyskusje nie mają już od dawna sensu. Przepraszam, ale już chyba wystarczy.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
login:
hasło:
 
załóż konto, załóż bloga!
Więcej funkcji, w tym ocenianie i komentowanie artykułów.
odzyskaj hasło
najnowsze komentarze
Re: Kilka banałów o odwadze
MatiRani → Piwowar
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Adam39 → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek, troche długawy epilog
Piwowar → J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero
Re: Czerwony Kapturek, troche długawy epilog
J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek, troche długawy epilog
Krzysztof J. Wojtas → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek zza Oceanu
Piwowar → Piotr Świtecki
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Krzysztof J. Wojtas → Piotr Świtecki
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Piotr Świtecki → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek zza Oceanu
Piotr Świtecki → Piwowar
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Piwowar
Re: Czerwony Kapturek zza Oceanu
Piwowar
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku
MatiRani → Piwowar
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku
Piwowar → MatiRani
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku
MatiRani → Piwowar
więcej…