Piwowarstwo i życieW winie prawda, w piwie szczęście, w wodzie bakterie (Ben Franklin) 

« Polacy.eu.org
 strona główna działy tagi o autorze szukaj 
Inne2014.05.08 00:23 03:19

Prawda o Czerwonym Kapturku

 

Z dedykacją dla Malawandy

 
Wilk, mity i kity.
 
Wnusiu, słoneczko moje, zaschło mi już w gardle. Zechciej przynieść z piwnicy małą flaszkę miodowego piwa, tego z wrześniowej warki. A sobie nalej gorącego soku z jabłek z cynamonem i goździkiem. Dorzucimy drew do kominka i będziemy opowiadać dalej. Podciagnij Babci koc na kolana, bo zsunął się, gdy znużona zasnęła w swoim ulubionym fotelu.

 Usiądźmy. Spójrz, jak brzozowe szczapy palą się różnokolorowymi ognikami harcującymi wesoło. A sosnowe złomki trzaskają iskrami i żywicą pachną. Za oknem mróz, a wicher śpiewa zimową symfonię Vivaldiego. Dobrze, że okna i drzwi założyliśmy ciepłym wojłokiem. Dobrze, że nagrzaliśmy izbę. Dobrze, że jesteśmy razem i rozmawiamy po krajsku. Dobrze, że telewizor się zepsuł.

 Czy byłaś kiedyś w sosnowym lesie w Starej Krainie? Drzewa tam wysokie po samo niebo, proste jak struna, a czerwone pod rozłożystymi koronami, które szumią na wietrze i rozkołysane, gestem wskazują chmurom kierunek marszu. Tam pachnie igliwiem i kwieciem, a żółta wonna żywica spada z kory na mech. Z niej sporządza się kadzidło, które sprawia, że w domu mamy Warmii iglasty aromat.

 Noc zbliżała się ku końcowi. Blady brzask sinym błękitem zaczynał już przecinać leśne ostępy i kontur gęstwy krzów na przeciwnym brzegu polany stopniowo wyłaniał się z mroku. Wkrótce wrześniowe barwy warmińskiej kniei wybuchną szaleńczą feerią corocznego jesiennego festiwalu ogni sztucznych. Tymczasem opary z jeziora położonego u stóp porośniętych czerwonymi sosnami zboczy, podniosły się, nie niepokojone przez najmniejszy nawet prąd zastygłego chłodnego powietrza. Gdzieś plusnęło jakieś stadko uklejek spłoszone widać przez rozbudzonego ze snu szczupaka. Za chwilę, jak co ranka, wszystkie ptactwo rozedrze dzioby równocześnie, przecinając jak siekierą pełen dostojeństwa i zadumy spokój wczesnego świtu.
 
 Z zarośli nad samą linią oczeretów wychynął bezszelestnie szary, podłużny kształt. Przemknął szparko wzdłuż ściany roślinności ciemniejącej pod podniebnymi rosochami stuletnich czerwonych sosen i stanął nieopodal piaszczystego przesmyku na brzegu jeziora, gdzie zwierzyna podchodzi do wodopoju, aby stać się nierzadko śniadaniem silniejszego.

 Szara plama bezszelestnie przesunęła się w kierunku wody. W świetle wstającego ranka pojawił się w całej okazałości dorodny wilk.
 
 Ziewnął szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych, prawie pięciocentymetrowej długości zębisków. Podrapał się tylną łapą po zmierzwionych na karku kudłach. Rozejrzał się wokół raz jeszcze i ruszył ku południu długim, oszczędnym truchtem. Wydawało się, że płynie w powietrzu metr ponad ziemią, odgarniając tylko łapami spod brzucha przeszkadząjące źdźbła trawy i łodygi zielska. Poprzedniego dnia przebył tak ponad sześćdziesiąt kilometrów, a dwa dni wcześniej wcale nie mniej. Jeszcze kilka dni temu polował w Bieszczadach na sarnę, ale z łowieckiego terytorium wypłoszyło go stado najdziwniejszych zwierząt, jakie można spotkać w kniei. Istoty te, chodząc na dwóch łapach, pojawiają się zwykle w najzupełniej nieoczekiwanych miejscach, wywołując niesamowity jazgot, rozprzestrzeniając przykry odór i czyniąc bałagan. Młode wilki czasem pożywiają się odpadkami pozostawionymi przez hordy intruzów, ale potem długo chorują na niestrawność.
 
 Stary wilk trzyma się od ludzi z daleka. Woli nic nie jeść przez dni parę, niż mieć do czynienia z tą plagą puszczy. Fakt, wilczy organizm przystosowany jest do długotrwałych okresów głodu. W normalnych warunkach wilk jada raz na kilka dni, ale za to z iście wilczym apetytem. Z mięsa, które spożywa za jednym posiedzeniem, można by przygotować siedemdziesiąt hamburgerów. Czasem i więcej, jeśli trzeba jeszcze trochę pożywienia przynieść w żołądku dla wilczych szczeniaczków.

 Nasz wilk to okaz prawdziwego starego samotnika. Siwa morda wskazuje na wiek więcej niż dojrzaly, może nawet dwunastu lat. Rozważne, płynne, spokojne ruchy swiadczą o wielkim doświadczeniu. Szare, uważne oczy spogladają przenikliwie, lustrując systematycznie każdy kwadrant przestrzeni dookoła. Antenki uszu ustawione pionowo, czułe są na każdą anomalię. Szerokie bary i grube łapy wyjasniają w jaki sposób można w lesie dożyć sędziwego wieku. Nie tylko zresztą w lesie…

 Nie tak dawno w ostępach puszczy można było znaleźć prawdziwy azyl. Wielkie leśne areały otoczone były płotem i drutem kolczastym, a zaglądały tu tylko bardzo rzadko nieliczne stare, przerośnięte zwałami tłuszczu, niedołężne okazy dwunożnego gatunku. Chowały sie w drewnianych jaskiniach, nad którymi unosił się swąd spalenizny. Gdy owi osobnicy na chwilę opuszczali przypadkiem swoje kryjówki, rozsiewali woń niestrawności pomieszaną ze spalonym w dymie mięsem i zawsze towarzyszył temu przerażający smród czegoś, co w naturze nie istnieje. Ta tajemnicza substancja przybierała postać przezroczystego płynu, popijanego przez intruzów z niezrozumiałą przyjemnością z przezroczystych dziwnych przedmiotów, które potem rzucali w zarośla. Na ową kombinację smrodów wilki reagują paniczną ucieczką w najciemniejszy zakątek lasu i jest to jedyna sytuacja, która wilka w istocie przeraża. Jest jeszcze jedna ku temu przyczyna, kto wie, czy nie najważniejsza. Kiedyś pewnego pięknego ranka nasz weteran spał smacznie w kupie liści po skonsumowaniu wyśmienitego wieprzka, co w poszukiwaniu smakowitych żołędzi nieopatrznie zabłąkał sie w pobliże skraju lasu. Ze snu obudził go straszliwy harmider, czego wilk nie znosi. Wiedziony inteligencją, puścił się galopem nie wdłuż, ale w poprzek linii po której zbliżał się hałas, a po chwili poczuł uderzenie jakby grubym konarem w grzbiet, czemu towarzyszył błysk i huk wielokroć głośniejszy niż grzmot podczas wiosennej burzy. Długo potem nie mógł biegać i polować, żywiąc się jedynie padliną.
 
 Ale w obszarach ogrodzonych bestie pojawiały się nieczęsto i zawsze zapowiadały swoje przybycie ogłuszającym warkotem, dymem i całą gamą ohydnych dla wilczego nosa fetorów. Wszystkie watahy przypadały wtedy do ziemi na długie tygodnie albo też chwilowo przeprowadzały się w odległe miejsca.

 Obecnie ogrodzenia znikły. Nieprzebyte dotąd połacie lasu przeczesywane są przez przybyszów, którzy wybierają grzyby, niszczą poszycie, płoszą zwierzynę i wycinają drzewa, a nierzadko wzniecają ogień, który pożera wielkie obszary wilczego terytorium. Coraz trudniej jest znaleźć miejsce, gdzie można osiąść na chwilę, coraz trudniej coś upolować do zjedzenia. Trzeba podkradać się jak lis do domostw, gdzie bywa okazja porwania paru odpadków, a przy dozie szczęścia, kozy albo prosiaka.

 Rozjaśniło się już zupełnie. Szary wilk wytrwale biegł na południowy wschód, gdzie znał wiele wciąż jeszcze bezludnych regionów. Przed laty, prowadzał tam swoją watahę, której był przewodnikiem do czasu, gdy stracił swoją towarzyszkę od breneki kłusownika. Bowiem wilk jak wiadomo, jest stworzeniem monogamicznym. Gdy musiał oddać swoją naczelną funkcję młodszym, zdziczał i odsunął się od pobratymców. Może dlatego w samotnosci udalo mu sie przeżyć niezliczone obławy.

 Nagle zatrzymał się jak wryty i w następnej sekundzie rzucił się w bok, gdzie gąszcz kolczastych krzaków skrył go przed niebezpieczeñstwem. Trwał bez ruchu przez dobrych pare minut, uważnie nasłuchując i węsząc podejrzliwie.

 Z odległości kilkuset metrów poczuł nienawistny zapach, który zawsze kojarzy się z kłopotami. Jednak był to ślad jakby niekompletny, pozbawiony tej przykrej ingrediencji, znanej mu z doświadczenia. Powodowany ciekawością, a może tylko dla stwierdzenia stopnia zagrożenia, podkradł się bez najmniejszego szmeru nieco pod wiatr od źródła zapachu do przesieki, którą przechodził podejrzany osobnik. Podjął trop i pomału ruszył po śladach.
 
 Zjeść człowieka? Nie, to nie leży w zwyczaju wilka. Człowiek jest niesmaczny i niezdrowy, za to pożyteczny. Produkuje znaczne ilości odpadków, którymi w razie głodu można się nieco pożywić. Aromat świeżego mięsiwa emanował od obiektu wilczego zainteresowania.
 
 Wtem zobaczył dwunogie stworzenie. Przypadł do mchu za pniem sosny. Człowiek siedział na pniaku i trzymał głowę ukrytą w dłoniach. Co jakiś czas tułowiem jego wstrzasał dziwny spazm. Wyglądał na chorego albo śmiertelnie zmęczonego.

 Ludzkie szczenię. Mała dziewczynka, może jedenastoletnia, ubrana w skromną sukienkę, wełniane pończochy i ciepłą czapkę. Gdyby wilk potrafił rozróżniać kolory, zauważyłby, że owo nakrycie głowy mialo barwę jaskrawoczerwoną. Widać zagubiona. Obok dziecka stał dość spory koszyk, skąd unosił się niebiański aromat jedzenia. Wilk nic nie jadł od poprzedniego dnia, kiedy to posilił się kilkoma żabami i wiewiórką. Zajączka od wielu lat nie udało mu się złapać. Mimo, że wciąż miał siłę dwóch młodziaków, dawna zręczność jakby zaczynała go już odchodzić.

 Bez obawy podszedł do dziewczynki i trącił ją nosem. Zapłakane dziecko spojrzało ze zdziwieniem na kudłacza, co pojawił się nie wiadomo skąd i z wrażenia zapomniało, że powinno się przestraszyć. Wilk dokumentnie oblizał mokrą od łez drobną buzię i położył delikatnie wielki łeb na kolanach małej. Ta niewiele myśląc wyciągnęła z koszyka indyczą nogę i wetknęła staremu w przepastną paszczę. Po chwili zanosząc sie od śmiechu patrzyła jak grube gnaty pękają jak wykałaczki w potężnych wilczych zębiskach.

 Przyroda stworzyła wilka do życia w pobliżu człowieka. Człowiek pozwala wilkowi naturalnie przeżyć, a z drugiej strony obecność wilczej watahy odstrasza liczne stworzenia, w ten czy inny sposób mogące ludziom zagrozić. Oby tylko jedni drugim nie wchodzili zanadto w drogę. Tak jest w naturze. Niestety, nadeszła cywilizacja, o czym polski wilk wie tylko częściowo.

 Tym razem jednak instynkt przeważył. Wilk doskonale zna, gdzie znajdują się ludzkie osady. Przecież tam chodzi się na obiad, gdy z jakichś względów zabraknie w lesie pożywienia. Ale samotne młode to w przyrodzie coś nienormalnego, coś, co niezgodne jest z Prawem Natury.

 Wilk poczęstował się resztą zawartości koszyka i chcąc zwyczajem wilczym podzielić się z dzieckiem jadłem, przystąpił do regurgitacji. Wnet jednak zaniechał, widząc przerażoną minę dziewczynki w reakcji na pierwsze odgłosy wymiotne, niezbyt widać apetyczne dla człowieczego ucha.

 Ludzka wataha zajmowała terytorium położone zupełnie niedaleko. Gdyby nie niezwykłość sytuacji, mogłoby się wydawać, że mała dziewczynka wyprowadza na spacer dużego psa, podążając w podskokach za zwierzęciem. Jednak po uważniejszym spojrzeniu na olbrzyma, poznać można było po sposobie poruszania się, że jest to stworzenie urodzone i wychowane w puszczy, związane z puszczą i będące jej częścią. Długi, płynny krok, oszczędzający energię pozwala na przebywanie wielkich odległości bez najmniejszego zmęczenia. Wielkie łapy stawiane są w jednej linii, w przeciwieństwie do psa, co dodatkowo zwiększa szybkość biegu. Wataha wilków porusza się w ten sposób, ze idąc jedno za drugim, każde zwierzę stawia łapy w miejscu, gdzie uczynił to jego poprzednik. Taka metoda ułatwia przemieszczanie się w śniegu, trawie, błocie i utrudnia podążanie tropem wilków, a nazywa się sznurowaniem. Wilk jest stworzeniem, ktore najlepiej czuje się w stadzie.

 Nie minęło dwadzieścia minut, jak las zaczął rzednąć. Wytrawny myśliwy zatrzymał się w zaroślach, wstrzymując biegnacą za nim dziewczynkę. Sunąc brzuchem po igliwiu, wyczołgal sie w pachnące dymem ognisk kartoflisko i przypadł w miedzy. Szare oczy obserwowały otwartą przestrzeń dzielącą w miare bezpieczny las od siedliska człowieczego.

 Słońce wzniosło się już dobrze ponad horyzont. W najbliższej zagrodzie dało się widzieć jakieś niezwykłe poruszenie. Ludzka rodzina obleczona w dziwne sztywne powłoki wychodziła z nory zbudowanej z sosnowych bierwion i znikała w małym, śmiesznym pudełku na czterech kołach. Z bardzo daleka, z jakiejś dziwacznej, strasznie wysokiej zagrody dochodził jeszcze dziwniejszy zawodzący dźwięk, jakby wilczego plemiennego zawołania, ale słuchanego wspak. Wreszcie pudełko strzeliwszy spomiędzy kół niebieskim dymem pobiegło w dal z wielką szybkością i okolica wydawała się już spokojna.
 
 Wtem z chaszczy rozlegl sie przeraźliwy krzyk dziecka. Wilk zakręcił się w miejscu i pomknął co sił w łapach do miejsca, w którym pozostawił swą podopieczną.

 Dziewczynka stała śmiertelnie przerażona, patrząc rozszerzonymi oczami na wielkie, straszne zwierzę, które parę kroków przed nią pełzło po ziemi w jej kierunku jak ogromna, brunatna, płaska pluskwa. Z niewielkiej głowy niemal całkowicie pozbawionej uszu, patrzyły na nią wściekle przekrwione ślepia, a szeroko rozwarta chrapiąca i sycząca paszcza pełna ostrych zębów zdradzała niedwuznacznie nie bardzo przyjazne intencje. Z futra o długich włosach bił po same niebo przykry zapach podobny do smrodu tchórza.
 
 Borsuk. Największy przedstawiciel gatunku kunowatych żyjący w Europie. Wielki, silny, odważny, zwinny, wredny, nie waha sie bronić nawet przed dzikiem. Wyposażony przez naturę w długie, ostre pazury, aby przeżyć za wszelką cenę. Trzebiony przez człowieka na futra i na pędzle do golenia.

 Wilk z marszu rzucił się na bestię i ucapił za kark, dławiąc się gęstymi kudłami. Jednak trafił frant na franta. Borsuk wywinął się jak piskorz i nieomal zatopił kły w prawej łapie wilka, mając zamiar odgryźć ją jednym zaciśnięciem szczęk. Ale frant trafił na jeszcze większego franta. Odbijając się od grzbietu przeciwnika, wilk skoczył pionowo w górę chyba na póltorakrotną wysokość własnego wzrostu i zęby tłuściocha kłapnęły głucho zadowalając się powietrzem. Obydwaj zapaśnicy stali teraz naprzeciw siebie w odległości czterech kroków jeden od drugiego. Wilk bulgocząc z głębi gardzieli czekał okazji. Krępy, zwarty borsuk szczerząc paszczę z sykiem zadzieral łeb wypatrując dogodnego momentu, aby w ułamku sekundy rozedrzeć gardło oponenta.

 Borsuk jest nieporównanie zwinniejszy niż wilk. Ten za to, dzięki długim, silnym łapom potrafi odskoczyć na spory dystans i atakować z odległej pozycji. Stary wilk stracił bystrość ruchów z czasów swojej młodości. Wiedział że w pojedynku z borsukiem może liczyć jedynie na znużenie przeciwnika. Utrzymując więc bez trudności bezpieczną odległość, starał się zyskać na czasie, a przy okazji odwrócic uwagę od dziewczynki.

 Mała z zadziwieniem patrzyła na walkę. Wielki pies, poniewaz wciąż przekonana była, że bawi sie z pieskiem, zaimponował jej odwagą. Niewiele myśląc podniosła z ziemi kawałek grubej gałęzi, ledwie będąc w stanie go unieść i rozpaczliwie z całej siły walnęła borsuka usiłując trafić w łeb. Rzecz jasna, ten wywinął się zręcznie i w tej samej chwili rzucil się na dziecko. Mała dziewczynka nie ma najmniejszych szans w starciu z wsciekłą furią zawartą w zębatym i szponiastym stworze.

 Ale borsuk w ferworze bitwy zapomniał o czymś istotnym. O czymś, co go kosztowało najwyższą cenę. Przecież wilk jest absolutnym mistrzem polowań zespołowych. W tej jednej chwili nieuwagi borsuk został złapany w pół niemal jeszcze w skoku i rozdarty literalnie na sztuki.

 Dziewczynka uciekła. Przebiegła przez bruzdy i wpadła w panice do zagrody po drugiej stronie wyboistej drogi. Za płotem, widocznie czując się bezpieczną, odwróciła się i spojrzała w kierunku lasu. Z chlewa dochodził przeraźliwy kwik nierogacizny. W stajni koń rżał nerwowo. Podwórkowy pies gdzieś się zapodział.

Po miedzy podążał niespiesznie w kierunku obejścia wybawiciel małej, szary wilk z paszcza wciąż jeszcze uwalaną w borsuczej posoce i pozostałym po walce morderczym spojrzeniem.

 Dziewczynka poczula się troche nieswojo. Słyszała przy zimowym kominku rozmaite opowieści gości z miasta, którzy mienili się wytrawnymi myśliwymi, a co najmniej znawcami leśnej przyrody i dopiero teraz doszło do jej świadomosci, że ma do czynienia z najprawdziwszym, groźnym wilkiem, prawdziwym zarządcą kniei.

 Wilk dobiegł do pobocza drogi. Rozejrzał się uważnie, pochłeptał z rowu troche wody i nagle zamarł bez ruchu. Zaintrygowana hałasem zwierząt domowych, na ganek wyszła babcia, nawet niespecjalnie posunięta w latach. Zeszła po schodkach na podwórko i w tym momencie dostrzegla wcale nieproszonego goscia, również zastygłszy w przerażeniu. Dziewczynka podeszła do niej i wtedy padło znamienne pytanie:

– Babciu, babciu, czemu masz takie duże oczy?
 Gospodyni wskazala na wilka kościstym palcem.
– W…w….wilk! wykrztusila.

 Po czym chwyciła dziewczynkę za rękę i pobiegła w panice z powrotem w kierunku drzwi. Tego wilkowi było za dużo. Po pierwsze, uciekające stworzenia zawsze uważane są przez wszystkich przedstawicieli psiego gatunku za zwierzynę łowną i instynktownie ścigane. Po drugie, instynkt opiekuńczy podpowiedział wilkowi, że stara kobieta usiłuje małą dziewczynkę upolować i zjeść. Najwidoczniej bajki mu się pomyliły. Rzucił się więc, jak przypuszczał, na ratunek, powalając babcię na ziemię i własnym ciałem odgradzając od niej swoją przybraną podopieczną. Z paszczy wciąż jeszcze krwawej zajaśniały groźnie białe wilcze zębiska.

 Babcia zemdlała. Traf chciał, że po piaszczystej drodze biegnącej wzdłuż rzędu wiejskich zagród, wracał z lasu sąsiad, zwyczajem Kurpiów niosąc na ramieniu torbę z grubego sukna, w której tkwił przedmiot podejrzanie wygladający na kłusowniczy obrzyn. Dziewczynka lubiła odwiedzać sympatycznego gospodarza, asystując mu w pracach dookoła obejścia. Przerażona zasłabnięciem babci wybiegła na gościniec.

  – Panie Grimm, panie Grimm! Proszę, niech pan babci pomoże, panie Grimm!
 
 Stary wilk w swoim długim życiu przeszedł niejedno. Wymknął się z niejednej obławy, przemyślnie prowadzonej przez zrzeszonych ludzkich morderców. Przeżył powódź i kilka pożarów lasu. Wyszedł obronną łapą ze starcia z niedźwiedziem. Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu sie pędzić tak długo, tak daleko i bez tchu w umęczonych płucach przez pola, gąszcze, zarośla, rzeki, jeziora, byle jak najdalej od tego upośledzonego potwora, który niezręczność i powolność w poruszaniu się kompensuje złośliwą przebiegłością i brakiem poszanowania dla praw matki Natury.

 Daleko, na wschodzie, trzy male liski, co pod wieczór bawiły się beztrosko w polowanie na myszy, natknęły się na leżącego bezwładnie starego, wyczerpanego wilka wciśniętego w kupę liści. Chciały nakłonić go do udziału w swoich igraszkach, ale ten tylko spojrzał bezsilnie spod półotwartej powieki i leżał z wywieszonym jęzorem suchym jak pieprz, dysząc gorącym, niezdrowym oddechem.

 Tymczasem pan Grimm juz w wyobraźni liczył złotóweczki, jakie przynieść mu miała opowieść o straszliwym wilku snuta letnikom w miejscowym domu kultury. Nawet już wymyślił tytuł owej historii: “Bajka o Czerwonym Kapturku…” 

 
5330 odsłon  średnio 5 (3 głosy)
zaloguj się lub załóż konto by oceniać i komentować   
Tagi: Wilk, Natura, mity.
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Krzysztof J. Wojtas, 2014.05.08 o 07:22
Też uważam, że wilk to porządny gość, tylko mu teściowa nie pozwala na normalne życie.
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
MatiRani, 2014.05.08 o 20:54
Pewne zagorzale Zabojady sprawdzili, podobno, ze w historii ludzkosci nie ma jednoznacznie udokumentowanego przykladu napasci wilków na czlowieka. Owszem, jak ktos zamarzl w lesie, to glodne wilki go posmiertnie podgryzaly.. podobno, bo tego tez nikt nie widzial na wlasne oczy i opisal krwiac czy chocby krzyzykiem podpisujac.
Kolejna legenda, jak ta z rekinami. 5 osób rocznie umiera na swiecie pogryziona przez rekiny. Nikt nie zostaje przez rekiny zjedzony. Kropka.
pozdr
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Krzysztof J. Wojtas, 2014.05.08 o 21:11
W zasadzie można końcówkę zinterpretować inaczej niż to Gimm opisał.
Otóż to Grimm jest tu "wilkiem". To ukryty pedofil, który miał chrapkę na Czerwonego Kapturka.
babci przyłożył jakimś drągiem powodując omdlenie, ale , na szczęście, wilk stanął w obronie dziewczynki. Grimm chciał go zastrzelić, ale doświadczony basior zwiał.
W tym czasie babcia wróciła do świadomości, ale temu wstrętnemu zbójowi udało się przekonać ją o innym przebiegu zdarzeń. Babcia już nigdy nie wróciła do pełnej sprawności umysłowej i wkrótce "odeszła", co ułatwiło kolportaż "jedynie słusznej wersji".
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Piotr Świtecki, 2014.05.08 o 22:45
Toż to spiskowa teoria dziejów! Jak tak można! ;-0
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Malawanda, 2014.05.13 o 20:04
Ooo, ależ TU wiele sugestii, podpowiedzi dla rzeczy interpretacji - która już bardzo jest dowolna, prawda? To mój koment do najmłodszego komentarza ( czyli chronologicznie - ostatniego, wobec wpisu Waćpana. Niech będzie, że spiskową teorię dziejów obnażamy, hi hi
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Malawanda, 2014.05.13 o 20:21
Zaszczycona dedykacją, wczytuję się w Pańską "Prawdę o Czerwonym Kapturku, tak całkiem wprost, bez domyślania się aluzyjnego. Dobrze?
Zaś dla nas wilki oraz borsuki są bardzo dobre - niestety - wobec ( istot) mniej rozumiejących rzeczy proste - to są groźne, zaś Babcia chyba się postrachała, co nie? Bracia Grimm? Takie to było straszydełko, dla niegrzecznych dzieci i ich - ponad miarę rodziców tępych. Cóż - można i teraz straszyć dzieci, wariantów jest moc.
Tymczasem nijak nie rozumiem Pańskiego przesłania, trudno :(. Bracia z Polaków zrozumieli , czego im serdecznie gratuluję.Jako i Waści również
Gorące pozdrowienia
P.S. proszę zajrzeć do wiadomości mailowych
mw
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Malawanda, 2014.05.13 o 21:03
o już wymuszony koment, przez proszę Piwowara - moje zwierzęta. bo otóż tak w Świętokrzyskim miejscu, z którego piszę, to z nami zwierzęta mieszkają. Tak. Są psy oraz koty i jeszcze jest prawdziwy stary wilk,. Tu proszę Państwa o milczenie, bo zaraz, jakby, co wilka zabiją.Wilk już bardzo stary, niech dożyje przeznaczenia, dobrze?
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Piwowar, 2014.05.13 o 21:37
Przeslanie proste jak zyciorys milicjanta. Kochajmy wilki i piwowarów, a do mitów i kitów podchodźmy z rezerwą.

Wilcy i piwowarzy maja pewna wspólną cehce. Otóż swołoczeństwo demonizuje obydwa gatunki. Jednych za to że zywią się czerwonymi kapturkami, drugich za to, że rozpijają ludzkość. Otóż ani jeden, ani drugi zarzut nie jest zgodny z obiektywną rzeczywistoscią. Może kiedys rozwiniemy ten temat, gdy juz gorący motyw żŻydów przyschnie nieco...

Mam prośbę: Niech ktoś w miom imieniu przytuli mordę starego wilka, podrapie za uszami i szepnie mu miłe słowo. Ode mnie.

I o dobrych Psach proszę nie zapominać, bo to stworzenia zazdrosne, choc poczciwe...
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
MatiRani, 2014.05.14 o 06:28
Moge tak zrobic z mom pitybullem? ( tylko o tym marzy, ten kochany zbój )
przygarniety z ulicy, a jakze... pewno wyrzucony z jakiegos mieszkania za rozrabianie, bo jak do nas trafil to mial rózowy, nieopalony nos ( teraz jest brazowy ) i nie wiedzial co sie robi z pilka! ( a teraz ja lapie 2m nad ziemia )..
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
Piwowar, 2014.05.14 o 13:19
Co ma wspolnego rozrabianie z nieopalonym nosem?

Alez oczywiscie, ze i z pitbulem trzeba rozmawiac. Pitbul tez czlowiek...
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku 
MatiRani, 2014.05.14 o 18:08
Pies byl przedtem zawsze zamkniety w mieszkaniu, nie wychodzil na dwór, na slonce. Byl rózowy jak prosiaczek. KPW? U mnie ma ogródek, wiec morda mu sciemniala, jak to powinnno wygladac na ciemnym typie. Jak wszedl po raz pierwszy na pokoje, to zaraz zainstalowal sie na fotelu... burknalem na niego, popatrzylem paskudnie i juz wiedzial ze to MÓJ fotel i kanapa a jego dywan i podloga.
Psa znalezlismy na ulicy, pare dni sypial pod brama, nie uciekal, nikt go nie reklamowal, wiec sie go przygarnelo, bo akurat mi zmarl rottweiler i bylo miejsce... stara, czarnula kundelka tez go przygarnela do serca bez grymaszenia ( tez znaleziona ale duzo dawniej )
A ze z niego hiperaktywny rozrabiaka, to wydedukowalem, ze tak zdemolowal mieszkanie ze go wywiezli hen daleko y wyrzucili na ulice... wszedzie ludzie kupuja male psy bo takie sliczne i kochane a potem , jak wchodza w wiek rozrabiacki to je wyrzucaja na bruk... ci przynajmniej go porzucili w zamoznej dzielnicy. My jakos przezylismy kolejne wykopki, zjedzona korespondencje, potarmoszone rosliny...
Psy to ja znam... psi charakter, wiec i one mnie lubia, zazwyczaj ;-) dalej mam dwa duze i grozne bydlaki w domu...

Tyla psich historii...

A co do wkladu o Polsce, to Wilczek jak zreformowal system gospodarczy w Polsce, to bylo 11 licencji na dzialalnosc. Dzisiaj jest ich 220 - i dostaja je glównie "równiejsi" a nie tubylcy. Tybylcy sa do wyprowadzania psów ...

i dodam dobry komentarz z gaju:
TuskoBanda Morduje Polakow I Polske finansowo.
+marucha.wordpress.com
Artykul nie podaje, ze takie podatki placa Tylko Polacy, bo zwolnienia podatkowe Zydo-Masoneria ma zarezerwowane dla siebie I swoich firm , ktore b czesto sa robione tzw dotacjami, kolesiowymi zleceniami panstwowymi czyli na nasz koszt, Zleceniami Uslug, certyfikatami umozliwiajacymi zarabianie pieniedzy, swoistym mafijnym monopolem na produkcje I sprzedaz…, czy wreszcie rejestracja Firmy matko poza Granicami Polski, ktora wyprowadza pieniadze ukazujac straty…, firmy ktore upadaja bo maja upasc nie placac nic..,

Trickow omijajacych podatki oni maja coniemiara I ARMIE Bydlakow, ktorzy jaka urzednicy panstwowi przymykaja na ich lamanie prawa Oczy.

…a my , chocby pod mostem szczaw…, nikt sie name nieinteresuje, bo to przeciez”wolny rynek” I wolnosc gospodarcza..
zaloguj się lub załóż konto aby odpowiedzieć  
login:
hasło:
 
załóż konto, załóż bloga!
Więcej funkcji, w tym ocenianie i komentowanie artykułów.
odzyskaj hasło
najnowsze komentarze
Re: Kilka banałów o odwadze
MatiRani → Piwowar
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Adam39 → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek, troche długawy epilog
Piwowar → J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero
Re: Czerwony Kapturek, troche długawy epilog
J.Ruszkiewicz - SpiritoLibero → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek, troche długawy epilog
Krzysztof J. Wojtas → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek zza Oceanu
Piwowar → Piotr Świtecki
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Krzysztof J. Wojtas → Piotr Świtecki
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Piotr Świtecki → Piwowar
Re: Czerwony Kapturek zza Oceanu
Piotr Świtecki → Piwowar
Re: Czerwony kapturek na obczyźnie, cz.2
Piwowar
Re: Czerwony Kapturek zza Oceanu
Piwowar
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku
MatiRani → Piwowar
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku
Piwowar → MatiRani
Re: Prawda o Czerwonym Kapturku
MatiRani → Piwowar
więcej…